Dzisiaj chciałabym poruszyć temat damskiej części górnej bielizny.
Nie mam gigantycznego biustu, ale też nie mówię, że nic tam nie mam. Jednak odkąd piersi zaczęły rosnąć, zaczęłam nosić stanik. Nie ukrywam, że na samym początku było to coś fajnego - jak wiadomo dla małej dziewczynki niezwykle wstydliwą rzeczą są "pączkujące piersi". Teraz jednak, kiedy minęło już - o matko! właśnie zdałam sobie sprawę z tego ile - prawie 10 lat, mogę powiedzieć, że nie jest to dla mnie nic fajnego. I boli mnie fakt, że wiele wskazuje na to, że już tak pozostanie.
Zapoznawałam się z różnymi badaniami i artykułami na temat wpływu biustonoszy na piersi. Wskazywały one, że staniki wcale nie są takie cudowne. Przez stałe podtrzymywanie biustu wzrost mięśni klatki piersiowej jest ograniczony, co sprawia, że nie wykształca się jak powinien i może nie chronić odpowiednio piersi przed przeciążeniami, może za słabo je podtrzymywać.
Zwolennicy biustonoszy podają zwykle przykład murzyńskich kobiet, które widać zawsze na różnych filmach podróżniczych, przyrodniczych, które mają obwisłe piersi. Poszukałam nieco na ten temat i jestem bliska opinii, że wbrew pozorom nie jest to spowodowane nienoszeniem przez te kobiety staników, lecz posiadaniem i wykarmieniem niemałej liczby potomstwa - kobiety z plemion (afrykańskich i innych) mają średnio co najmniej trójkę dzieci, a b. często więcej. Piersi wypełnione mlekiem i "ciągane" przez długi czas mogą zmniejszyć elastyczność, to chyba logiczne.
Nie wypowiadam się w imieniu posiadaczek dużego biustu (mis. D itd.). Sama mam B i w moim odczuciu nie potrzebuję stanika dla wygody. Lepiej jest mi bez niego. Większość kobiet, których pytałam również woli być bez stanika - jakże wielką ulgą po powrocie do domu jest jego ściągnięcie!...
Zastanawiacie się pewnie: o co jej w ogóle chodzi? to nie może chodzić bez stanika?
Otóż, niestety nie mogę. Albo inaczej. Mogę tylko teoretycznie. W praktyce w dzisiejszych czasach oznaczałoby to duże wyróżnianie się z tłumu, odstawanie od normy, spojrzenia obruszonych "niemoralnością" kobiet oraz głupi wzrok mężczyzn z wypranymi przez branżę porno i inne jej podobne mózgami.
Takie właśnie są dzisiejsze czasy. Istnieje niepisana zasada noszenia staników. Piersi stały się czymś nieprzyzwoitymi. Prześwitujący kształt! sutków przez bluzkę może sprawić, że zostaniemy uznane za jakieś nieprzyzwoitki, nieszanujące się kobiety. No bo jak to tak pokazywać całemu światu prawdziwy kształt piersi? To takie grzeszne, takie niemoralne...
Marzę o tym, żeby bieżący stan rzeczy się zmienił.
Aby jednak to się stało, musi najpierw zajść zmiana w głowach ludzi. Piersi muszą przestać być traktowane jako coś niegrzecznego, ultra-nadzwyczajnego, a zacząć być znowu naturalną częścią ciała kobiety, której nie powinna się ona wstydzić i musieć jej ukrywać.
Może gdyby więcej kobiet przełamało się i zaczęło mimo krzywdzących opinii nie zakładać biustonoszy, sytuacja powoli uległaby zmianie na - w moim odczuciu - lepsze? Ludzie po pewnym czasie przyzwyczailiby się i uznali to za normę.
Staniki nie są z nami od zawsze i nie muszą pozostać na zawsze.
Jest szansa, żeby to zmienić?
Co Wy o tym myślicie?