czwartek, 8 grudnia 2016
Naturalne kosmetyki, których powinnaś/powinieneć zacząć używać
Hej. Dzisiejszy świat jest bardzo szybki. Tak też i nasze zakupy. Wchodzimy do sklepu i wychodzimy z tym, co chcemy.
Oczywiście żartuję.
Na zakupy tracimy ogromną ilość czasu i pieniędzy.
Wchodzisz do sklepu i się zaczyna. Wystarczy, że nie śpieszysz się na jakieś zajęcia/do szkoły/pracy i chcesz się wychillować. I wydaje nam się, że to pomoże. Popatrzymy sobie na nowe rzeczy, powkładamy je do koszyka, a potem na nasze półki. Tylko, że w rzeczywistości to nie pomaga prawda? W sensie, owszem, jesteś wychillowana, bo przestajesz myśleć na trochę o obowiązkach, ale jak bardzo zmęczona potem jesteś! Takie zakupy mega wysysają z nas energię. Światła, hałas, przepych, ludzie. Po prostu za dużo. Brakuje nam w życiu wyciszenia.
Kosmetyki, o których dziś chciałam powiedzieć:
1. Dezodoranty
Prawie każdy "zwykły", znany dezodorant, antyperspirant zawiera sole aluminium. Badania pokazały, że smarowanie się/pryskanie tym, wpływa na rozwój nowotworu piersi. Chcesz mieć nowotwór piersi??
Chyba nie.
Możesz więc przeglądać składy, sprawdzać czy mają aluminium. Możesz kupić coś typu spray Alterra z Rossmana. Ale to i tak ma jakiś alkohol, jakoś drażni Twoją skórę.
Najbardziej naturalne sposoby na zapaszki spod paszki: (oprócz mycia się;P)
*olej kokosowy(organiczny)+soda. Zmieszać i smarować rano paszki. Można dodać skrobi kukurydzianej
*ałun - to taki minerał, kryształ, który działa bakteriobójczo, ale nie zapycha porów skóry, dzięki czemu może ona "oddychać". Stosujemy go na zwilżoną wodą skórę. Wydajny! Póki go nie zrzucisz na ziemię i się nie pokruszy - stosuj nawet ze 3 lata :)
2. Demakijaż, krem
*olej kokosowy (organiczny)
3. Pasta do zębów
Na początek zaopatrz się w pastę do zębów bez fluoru. Nie, nie popsuje to Twoich zębów. Moje i wielu osób z internetu poprawiło.(check on youtube). Fluor tak się składa działa źle na mózg - poczytaj w internecie. Niemcy w czasie wojny szprycowali nim więźniów, żeby byli posłuszni - fajnie:) pozdrawiam.
Jest na rynku wiele takich past. Najlepiej zamów sobie z neta. Stosowałam pastę Lavera bez fluoru - na początku dziwny smak, bo miałam skrzywione kubki smakowe od tego gówna, co nim myłam zęby całe życie. Jakoś po tygodniu już jej nie czułam jako niesmaczną. Używałam rok. Potem kupiłam Ziaję szałwiową bez fluoru - dla mnie za mocna w smaku, porównywalna do tych "zwykłych" blendamedów i innych, ale może na początek byłaby okej:)
Jeśli chcesz zrobić swoją pastę: olej kokosowy + soda +ew. jakiś olejek (parę kropli np. eukaliptusowego)
PS. Uważajcie na świeczki. Większość jest produkowana z pozostałości przetwarzania ropy naftowej. Badania pokazały, że wdychanie parafiny jest toksyczne. Spróbujcie odstawić lub chociaż ograniczyć
Pozdrawiam serdecznie,
Wasza Bubblegum:)
niedziela, 2 października 2016
Przedłużanie rzęs - NEVER AGAIN! (zdjęcia na dole)
Od jakiegoś już czasu zastanawiałam się nad "zrobieniem" sobie rzęs. Chciałam zobaczyć, jak by mi to pasowało, jakie to uczucie, nie chciałam jednak wywalać na to dwóch stów. I w końcu się stało. Znalazła się świetna ku temu okazja - szukali modelki na kurs przedłużania.
Zapisałam się, poszłam.
Co dalej? Spędziłam tam, w pozycji leżącej, nieruchomej 6 GODZIN. SZEŚĆ kurna godzin. Czaicie? Miało być około 4 godzin (co i tak jest 2 razy dłuższym czasem, niż wynosi standardowo taki zabieg). Ale okej. To w końcu kurs, także spoko, 4 godziny mogą być... Ale 4 właśnie, nie sześć :<
To była jakaś jedna wielka masakra.
Salon ogólnie wyglądał profesjonalnie, pani kursantka również i nie mam na nią żadnego hejtu ani nic. To nie tak że mam coś do niej. Jedynie mam szacunek, że przez tyle czasu siedziała i dłubała w czyichś rzęsach, podczas gdy ja tylko sobie leżałam.
No właśnie. Tylko leżałam(?) Niby tak się może wydawać, że co to takiego. Ale kurcze nawet nie wiecie jak okropnie wszystko boli kiedy nie możesz się ruszać (co by nie spierniczyć pani roboty) i musisz leżeć nieruchomo przez tyle czasu! No szok.
Tak to jednak człowiek ciągle się trochę chociaż rusza, to się poprawi, to coś przesunie. A tu nic. Już wiem jak czują się ludzie nieprzytomni. Kiedyś to sobie myślałam, że to tak fajnie musi być w śpiączce leżeć. Nom. NA PEWNO BARDZO FAJNIE...
Wstając z łóżka po skończonym zabiegu bolało mnie nie tylko ciało. Najgorzej bolała głowa. Bo powstrzymywałam się od zaśnięcia w czasie nakładania rzęs. Ból głowy przeszedł dopiero następnego dnia :)
Co do efektów...nie ukrywajmy, nie podobało mi się to. I zupełnie nie chodzi mi o to, że kursantka się nie spisała, bo jeśli chodzi o samą praktykę, wykonanie to naprawdę było dobrze. I ona i pani instruktor się strasznie tym zachwycały. Rzęsy nie były posklejane, były zrobione tak jak trzeba. Metoda 2:1.
Problem jest jedynie taki, że co z tego, jeśli nie pasowały kształtem do mojego oka? Bez sensu to wyglądało, sztucznie, jak lalka.
U mnie nie pasują rzęsy po całej długości. Prosiłam o długie w zewnętrznych kącikach. TYLKO w zewnętrznych.
Poza tym dziwne uczucie. Były za długie, czułam je. Chciałam je jak najszybciej zdjąć. Przysłaniały mi też, co zabawne, pole widzenia. No cyrk po prostu :D
Po powrocie do domu lekko je przycięłam i już mi się nawet podobały i miało tak zostać. Ale następnego dnia czułam je bardzo na oku (jakbym nie zmyła mocnego wodoodpornego tuszu do rzęs) i w niektórych miejscach też mnie ciągnęły. Pozbyłam się ich doszczętnie.
Więc przygoda z nimi była po raz pierwszy i ostatni. Nie polecam.
Zapraszam do zadawania pytań w komentarzach
Zapisałam się, poszłam.
Co dalej? Spędziłam tam, w pozycji leżącej, nieruchomej 6 GODZIN. SZEŚĆ kurna godzin. Czaicie? Miało być około 4 godzin (co i tak jest 2 razy dłuższym czasem, niż wynosi standardowo taki zabieg). Ale okej. To w końcu kurs, także spoko, 4 godziny mogą być... Ale 4 właśnie, nie sześć :<
To była jakaś jedna wielka masakra.
Salon ogólnie wyglądał profesjonalnie, pani kursantka również i nie mam na nią żadnego hejtu ani nic. To nie tak że mam coś do niej. Jedynie mam szacunek, że przez tyle czasu siedziała i dłubała w czyichś rzęsach, podczas gdy ja tylko sobie leżałam.
No właśnie. Tylko leżałam(?) Niby tak się może wydawać, że co to takiego. Ale kurcze nawet nie wiecie jak okropnie wszystko boli kiedy nie możesz się ruszać (co by nie spierniczyć pani roboty) i musisz leżeć nieruchomo przez tyle czasu! No szok.
Tak to jednak człowiek ciągle się trochę chociaż rusza, to się poprawi, to coś przesunie. A tu nic. Już wiem jak czują się ludzie nieprzytomni. Kiedyś to sobie myślałam, że to tak fajnie musi być w śpiączce leżeć. Nom. NA PEWNO BARDZO FAJNIE...
Wstając z łóżka po skończonym zabiegu bolało mnie nie tylko ciało. Najgorzej bolała głowa. Bo powstrzymywałam się od zaśnięcia w czasie nakładania rzęs. Ból głowy przeszedł dopiero następnego dnia :)
Co do efektów...nie ukrywajmy, nie podobało mi się to. I zupełnie nie chodzi mi o to, że kursantka się nie spisała, bo jeśli chodzi o samą praktykę, wykonanie to naprawdę było dobrze. I ona i pani instruktor się strasznie tym zachwycały. Rzęsy nie były posklejane, były zrobione tak jak trzeba. Metoda 2:1.
Problem jest jedynie taki, że co z tego, jeśli nie pasowały kształtem do mojego oka? Bez sensu to wyglądało, sztucznie, jak lalka.
U mnie nie pasują rzęsy po całej długości. Prosiłam o długie w zewnętrznych kącikach. TYLKO w zewnętrznych.
Poza tym dziwne uczucie. Były za długie, czułam je. Chciałam je jak najszybciej zdjąć. Przysłaniały mi też, co zabawne, pole widzenia. No cyrk po prostu :D
Po powrocie do domu lekko je przycięłam i już mi się nawet podobały i miało tak zostać. Ale następnego dnia czułam je bardzo na oku (jakbym nie zmyła mocnego wodoodpornego tuszu do rzęs) i w niektórych miejscach też mnie ciągnęły. Pozbyłam się ich doszczętnie.
Więc przygoda z nimi była po raz pierwszy i ostatni. Nie polecam.
Zapraszam do zadawania pytań w komentarzach
czwartek, 15 września 2016
Ludzkie naturalne skłonności - przepraszam.
Wydawało mi się zawsze, że jestem mądrzejsza od siostry. Tzn. że byłam mądrzejsza kiedy miałam tyle lat, co ona teraz (jest ode mnie parę lat młodsza).
I śmiesznie tak sobie zdać sprawę z tego, że to wcale nie jest prawda. Mamy jako ludzie bardzo zaburzoną realną ocenę własnej osoby. Naprawdę. Póki się ktoś o tym nie przekona na własnej skórze, to ok, poczyta, posłucha, ale na tym się to zakończy. Ja też tak robiłam.
Bo od zawsze byliśmy w tym naszym ciele, wiedzieliśmy jakie emocje nami kierują, z czego wynikają, co i jak, czemu jesteśmy tacy a nie inni, nawet jeśli to wszystko odbywało się za kotarą nieświadomości, to i tak odbywało się w nas, nie obok nas.
A inni ludzie, znajomi, rodzina.. oni są obok nas.. I NIE MAMY PRAWA, BY ICH OCENIAĆ, nawet niby-oceniać, porównywać do nas w stylu "ja to bym zrobiła tak i tak, ja to lepiej się zachowuję niż...". Bo to wszystko nie ma sensu.
Nie wnosi do świata NIC pozytywnego.
Mamy za to prawo pomagać ludziom, wspierać ich na ich życiowej ścieżce, doradzać, być oparciem.
To może coś zmienić, wnieść jakieś szczęście do czyjegoś kurwidołka :)
I tak też siadłam sobie dzisiaj, wczoraj i czytałam stare notatki, stare wiadomości, to wszystko co wyszło spod mojej ręki, z mojej głowy. I tak się akurat złożyło, że w wieku, w którym te głupotki pisałam, jest teraz moja siostra.
I przyznaję teraz szczerze, przed całym światem, internetem, że się myliłam, oceniałam niesłusznie ją, sprawiając krzywdę. Myślałam sobie, że ja to nie wiadomo jaka mądra i zabawna i w ogóle wszystkie najlepsze cechy, byłam w jej wieku. A nie byłam.
I czytałam tak te wiadomości i się sama z siebie śmiałam. I moja siostra teraz używa podobnego bardzo języka, wyraża się podobnie, ma podobne myśli. A mi się tylko ubzdurało, że jakaś niewiadomo jak wspaniała w porównaniu do niej byłam.
Okazuje się, że jednak wiek ma duże znaczenie. I widocznie wcześniej (dzieciństwo) też nie musiałam wcale być lepszym, mądrzejszym od niej dzieckiem. I pewnie nie byłam. Po prostu ludzie są różni. Doceniajmy po prostu każde istnienie:)
Dlatego też: Przepraszam Cię, Siostro.
i tutaj, i w życiu
I śmiesznie tak sobie zdać sprawę z tego, że to wcale nie jest prawda. Mamy jako ludzie bardzo zaburzoną realną ocenę własnej osoby. Naprawdę. Póki się ktoś o tym nie przekona na własnej skórze, to ok, poczyta, posłucha, ale na tym się to zakończy. Ja też tak robiłam.
Bo od zawsze byliśmy w tym naszym ciele, wiedzieliśmy jakie emocje nami kierują, z czego wynikają, co i jak, czemu jesteśmy tacy a nie inni, nawet jeśli to wszystko odbywało się za kotarą nieświadomości, to i tak odbywało się w nas, nie obok nas.
A inni ludzie, znajomi, rodzina.. oni są obok nas.. I NIE MAMY PRAWA, BY ICH OCENIAĆ, nawet niby-oceniać, porównywać do nas w stylu "ja to bym zrobiła tak i tak, ja to lepiej się zachowuję niż...". Bo to wszystko nie ma sensu.
Nie wnosi do świata NIC pozytywnego.
Mamy za to prawo pomagać ludziom, wspierać ich na ich życiowej ścieżce, doradzać, być oparciem.
To może coś zmienić, wnieść jakieś szczęście do czyjegoś kurwidołka :)
I tak też siadłam sobie dzisiaj, wczoraj i czytałam stare notatki, stare wiadomości, to wszystko co wyszło spod mojej ręki, z mojej głowy. I tak się akurat złożyło, że w wieku, w którym te głupotki pisałam, jest teraz moja siostra.
I przyznaję teraz szczerze, przed całym światem, internetem, że się myliłam, oceniałam niesłusznie ją, sprawiając krzywdę. Myślałam sobie, że ja to nie wiadomo jaka mądra i zabawna i w ogóle wszystkie najlepsze cechy, byłam w jej wieku. A nie byłam.
I czytałam tak te wiadomości i się sama z siebie śmiałam. I moja siostra teraz używa podobnego bardzo języka, wyraża się podobnie, ma podobne myśli. A mi się tylko ubzdurało, że jakaś niewiadomo jak wspaniała w porównaniu do niej byłam.
Okazuje się, że jednak wiek ma duże znaczenie. I widocznie wcześniej (dzieciństwo) też nie musiałam wcale być lepszym, mądrzejszym od niej dzieckiem. I pewnie nie byłam. Po prostu ludzie są różni. Doceniajmy po prostu każde istnienie:)
Dlatego też: Przepraszam Cię, Siostro.
i tutaj, i w życiu
sobota, 9 lipca 2016
#1 Przemyślenia
Zakochujemy się w ludziach, którzy się nam napataczają. W każdym środowisku, w którym się znajdziemy, szukamy osoby, z którą moglibyśmy być. Czy tylko ja tak mam?
Myślę, że może nie wszyscy, ale na pewno większość osób działa w ten sposób.
I to jest całkowicie normalne.
To instynkty. To potrzeba miłości.
Tylko musimy pamiętać o tym, że dana osoba to nie jest ta jedna jedyna połówka i że w każdym środowisku ostatecznie znaleźlibyśmy inną, drugą "drugą połówkę".
Naszym zadaniem jest wybrać moment, w którym zakończymy nasze poszukiwania. Wybrać tę jedną osobę. I być z nią. I już nie szukać.
Niektórzy nie zawieszają broni, nie przestają szukać. I mamy potem zdrady, bóle, cierpienia..
I tak już się kończy. I rozchodzimy się do swoich domów, by znowu zacząć szukać.
W ogóle życie jest jednym wielkim zbiegiem okoliczności.
Np. to kim jesteśmy.
Jesteśmy tym, z czym zetknęliśmy się w przeszłości. Tym, co samo - bez udziału naszej woli - wywarło na nas wpływ; i tym, co sami świadomie wpuściliśmy do środka, za czym poszliśmy i czemu pozwoliliśmy stać się nami samymi.
Tak na przykład rodzic, który pełni gdzieś tam nawet ukrytą funkcję autorytetu, powie swojemu zafascynowanemu czymś dziecku, żeby to zostawił, że to bez sensu, że nie będzie z tego pracy, pieniędzy; że to może być hobby tego dziecka, ale żeby nie wiązał z tym przyszłości i wybrał coś "normalnego" - zmienia to dziecko. Wyrządza mu krzywdę.
Potem taki dorosły człowiek może i ma NIBY dobrą pracę, NIBY pieniądze i poważanie społeczeństwa, ale co z tego, jeśli w głębi serca nie jest szczęśliwy?
Musimy żyć tak, żebyśmy my byli szczęśliwi; nie tak, żeby uszczęśliwiać innych - co nie znaczy że możemy ich z naszego widzimisię UNIEszczęśliwiać ;)
Nie przewidzimy nigdy, co dla kogo będzie tylko ulotną pasją, ulotnym hobby, a co mogłoby stanowić sens jego egzystencji. Nie mamy dlatego prawa mówić tak, jak ten rodzic. Bo jeśli założymy ŹLE - możemy ""zrujnować komuś życie.
I z niektórymi pasjami jeszcze nie jest tak źle, niektóre da się odbudować. Taki dorosły człowiek może dojść do tego, że to jest jednak to, co chciałby robić i może zacząć to robić. Nie ma problemu. Pisanie na przykład;)
Ale jest wieele przykładów zainteresowań, w których jeśli nie będziemy się rozwijać za młodu - "za staru" nie osiągniemy sukcesów (raczej).
Są to wszelkiego typu pasje związane z fizycznością, sporty, tańce, gimnastyka.
Ciało nie rozwinie się w tym kierunku i jest po ptokach. Mistrzem świata w tej dziedzinie nie zostaniesz. Możesz to sobie robić, ale żyć z tego na pewno nie będziesz.
Czekam na komentarze. Może też coś straciliście przez upływający czas:?
Myślę, że może nie wszyscy, ale na pewno większość osób działa w ten sposób.
I to jest całkowicie normalne.
To instynkty. To potrzeba miłości.
Tylko musimy pamiętać o tym, że dana osoba to nie jest ta jedna jedyna połówka i że w każdym środowisku ostatecznie znaleźlibyśmy inną, drugą "drugą połówkę".
Naszym zadaniem jest wybrać moment, w którym zakończymy nasze poszukiwania. Wybrać tę jedną osobę. I być z nią. I już nie szukać.
Niektórzy nie zawieszają broni, nie przestają szukać. I mamy potem zdrady, bóle, cierpienia..
I tak już się kończy. I rozchodzimy się do swoich domów, by znowu zacząć szukać.
W ogóle życie jest jednym wielkim zbiegiem okoliczności.
Np. to kim jesteśmy.
Jesteśmy tym, z czym zetknęliśmy się w przeszłości. Tym, co samo - bez udziału naszej woli - wywarło na nas wpływ; i tym, co sami świadomie wpuściliśmy do środka, za czym poszliśmy i czemu pozwoliliśmy stać się nami samymi.
Tak na przykład rodzic, który pełni gdzieś tam nawet ukrytą funkcję autorytetu, powie swojemu zafascynowanemu czymś dziecku, żeby to zostawił, że to bez sensu, że nie będzie z tego pracy, pieniędzy; że to może być hobby tego dziecka, ale żeby nie wiązał z tym przyszłości i wybrał coś "normalnego" - zmienia to dziecko. Wyrządza mu krzywdę.
Potem taki dorosły człowiek może i ma NIBY dobrą pracę, NIBY pieniądze i poważanie społeczeństwa, ale co z tego, jeśli w głębi serca nie jest szczęśliwy?
Musimy żyć tak, żebyśmy my byli szczęśliwi; nie tak, żeby uszczęśliwiać innych - co nie znaczy że możemy ich z naszego widzimisię UNIEszczęśliwiać ;)
Nie przewidzimy nigdy, co dla kogo będzie tylko ulotną pasją, ulotnym hobby, a co mogłoby stanowić sens jego egzystencji. Nie mamy dlatego prawa mówić tak, jak ten rodzic. Bo jeśli założymy ŹLE - możemy ""zrujnować komuś życie.
I z niektórymi pasjami jeszcze nie jest tak źle, niektóre da się odbudować. Taki dorosły człowiek może dojść do tego, że to jest jednak to, co chciałby robić i może zacząć to robić. Nie ma problemu. Pisanie na przykład;)
Ale jest wieele przykładów zainteresowań, w których jeśli nie będziemy się rozwijać za młodu - "za staru" nie osiągniemy sukcesów (raczej).
Są to wszelkiego typu pasje związane z fizycznością, sporty, tańce, gimnastyka.
Ciało nie rozwinie się w tym kierunku i jest po ptokach. Mistrzem świata w tej dziedzinie nie zostaniesz. Możesz to sobie robić, ale żyć z tego na pewno nie będziesz.
Czekam na komentarze. Może też coś straciliście przez upływający czas:?
-do przemyśleń skłoniona po filmie "Love, Rosie"-
środa, 10 lutego 2016
Jak pokonać depresję?
Wygrałam walkę z depresją. Sama. A jeśli nie sama to na pewno nie z pomocą bliskich mi osób. Serio, jeśli ktoś chce się z tego wyleczyć to nie ma co liczyć na najbliższych, sam powinien sobie pomóc, sam szukać pomocy. Każdy z nas gdzieś tam, w głębi czuje czego potrzebuje. I warto zaufać sobie, dać się pokierować intuicji. Dać sobie szansę. Możemy znaleźć kogoś, kto uzmysłowi nam coś ważnego, kogoś kto akurat znajdzie się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie i będzie tą odpowiednią osobą. Może to nie być osoba. To może być sentencja, film, zdjęcie czy kurwa nawet powiew jebanego wiatru. Tu tak naprawdę chodzi o podróż do wnętrza siebie, o poukładanie siebie. Myślisz, że wiesz już wszystko, masz poukładane wszystko, jest beznadziejnie i koniec? Gunwo. Też tak myślałam, i bardzo się zdziwiłam, jak jednak okazało się, że jest inaczej. W tym miejscu powinnam zacząć od nowego akapitu, ale nie chcę, żeby komuś kto zaczyna, rzuciło się to za bardzo w oczy, więc napiszę tu, ciągiem. Myślałam, że jak pokonam depresję, to wszyscy będą kurwa skakać do góry jak kangury i bić mi brawo jak opętani. Myliłam się. Nic takiego się nie wydarzyło. Pominę fakt, że mniejszość o tej depresji w ogóle wiedziała, ale niektórzy wiedzieli. No i zdziwiłam się, że nie podzielają tak mojego entuzjazmu, że mi się udało, nie skaczą jak myślałam. Otóż okazuje się, że każdy żyje swoim życiem i ma trochę wyjebane na twoje życie, mimo że jesteś mu bardzo bliską osobą. Udało ci się?- Spoko, super, cieszę się. Ale to nie jest wybuch radości. I w sumie nie ma co rozpaczać. To TY to zrobiłeś/aś. To TOBIE się udało. I to TY masz się z tego cieszyć. Dobranoc.
Tak mi przykro...
Tak mi przykro,
Kto by pomyślał, że nie będę miała do kogo japy otworzyć? No, tak, wiele osób. Ale serio myślałam, że to tylko takie gadanie. Jednak i na mnie przyszła pora, żeby się przekonać, że to nie głupie gadanie, a prawda. Prawda zawierana w mnóstwie sentencji - Włodek Markowicz ostatnio też zwraca na to uwagę. Te porzekadła, prawdy życiowe są bezwartościowe, póki nas samych nie spotka sytuacja, do której się one odnoszą. Wtedy wszystko nagle staje się jasne, wszystko zaczynamy rozumieć. Tak jasne, że aż śmieszne. (Włodek w ostatnim wywiadzie 20m2 Łukasza zachowywał się, jakby to określiła zwyczajna osoba, dosyć dziwnie, psychotycznie. (tak wiem że właśnie wymyśliłam to słowo) Śmiał się jak maniak czy inny ktoś.. Jeśli ktoś nie znalazł się w takiej sytuacji raczej tego nie zrozumie i będzie patrzył na niego jak na wariata. Ale ja go rozumiem. Znalazłam się w podobnej (choć na bank nie w takiej samej) sytuacji. Kiedy pojmie się rzeczywistość - może nie całą, ale większą jej część niż dotychczas - człowiek nie może się opanować od tego uczucia rozbawienia całą sprawą.
Dzisiaj mam na myśli takie powiedzonko, że zobaczy się kogo ma się naprawdę wtedy, kiedy będzie się w potrzebie. Ja dziś jestem w tej potrzebie i naprawdę bawi mnie to, że nie mam do kogo powiedzieć tego, co chcę. Bardzo śmieszne. Ironia. Czysta ironia. Okazuje się, że każdy jest zajęty - DOSŁOWNIE każdy. Zabawne.
I nikt ode mnie niczego nie chce, co najlepsze. I mogłabym sobie w spokoju robić jakiś "samorozwój" czy inne gówno, ale nie. Ot ironia. Mogę i chcę, ale nie mogę. Tak mi przykro.
To piszę to na tym zasranym blogu, co i tak go nikt nie czyta, bo też i czemu miałby :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)